Lubię mieć rację. I nawet gdy nie jestem pewna, czy ją mam, w pierwszym odruchu zaciekle bronię tego, co powiedziałam i co zrobiłam.
Niełatwo więc przyznać, że w kwestii urządzania mieszkania zawaliłam sprawę i po przekroczeniu progu nie słyszę od znajomych "Łał". Jeśli chcecie wiedzieć, gdzie jest pies pogrzebany, oto moja lista grzechów głównych.
1. Brak całościowej wizji
i wybieranie osobno każdego elementu
Układ funkcjonalny miałam zaplanowany od miesięcy, ale gdy przyszło do wybierania konkretnych podłóg, drzwi itd. nie wiedziałam czego chcę. Miałam ambitny plan, żeby taką wizję stworzyć, ale skoro nic genialnego nie przyszło mi do głowy przez rok, to nie można było czekać na natchnienie w nieskończoność. Więc jeździliśmy po sklepach, przeglądaliśmy internety i wybieraliśmy to, co się nam najbardziej podoba z danej kategorii. Dlatego spójnością nasze mieszkanie nie grzeszy.
Z drugiej strony, gdybyśmy uparli się na spójne wnętrze pewnie w tej chwili mieszkanie wyglądałoby pewnie tak, jak trzy czwarte mieszkań urządzanych w tamtym czasie: biel, szare ściany, żółte akenty.
2. Zakup płytek w ciemno
czyli bez ich dotykania
Gdy zdecydowaliśmy, że na ścianach w łazience będą płytki w tym samym formacie co kafelki na podłodze, pozostało zdecydować: błysk czy mat? Wolałam matowe i nie sądziłam, że to będzie problem. W końcu obejrzałam pewnie kilkadziesiąt kolekcji z matowymi płytkami, dotykałam ich i wydawały się git. Zamówiliśmy więc kwadratowe, matowe płytki, których nie widzieliśmy na oczy, no bo co może być z nimi nie tak?
Gdy zostały już dostarczone i leżały sobie w mieszkaniu okazało się, że ich powierzchnia jest chropowata. Zrzucałam to początkowo na pył w mieszkaniu i naiwnie sądziłam, że pewnie nie są wcale aż tak bardzo szorstkie. Niestety, myliłam się. Mimo mycia ich specjalistycznymi środkami w niektórych miejscach widać jakieś smugi. Trudno, muszę z tym żyć, ale Was ostrzegam: nie kupujcie nigdy Paradyż Inwesta w wersji matowej. Wbrew zapewnieniom producenta nie nadają się do łazienki, ani do kuchni. Do niczego się nie nadają!
3. Współczucie
dla nieradzącego sobie fachowca
W mojej rodzinie od 18 lat wszystkie remonty robił pewien fachowiec. Tak miało być i tym razem, ale (z ważnych powodów, które totalnie rozumiem) nie był w stanie zająć się naszym mieszkaniem osobiście. Zamiast niego wysłał do nas swojego kolegę.
Kolega ów (pan J.), niestety, nie był dość lotny i miał trudności ze zrozumieniem, czego oczekujemy. Robił coś, co wydawało mu się normalne, zamiast zadzwonić i dopytać.
I tak:
Kolega ów (pan J.), niestety, nie był dość lotny i miał trudności ze zrozumieniem, czego oczekujemy. Robił coś, co wydawało mu się normalne, zamiast zadzwonić i dopytać.
I tak:
1. Pod prysznicem, gdzie obok brodzika mamy jeszcze 8 płytek (zobaczcie tu, o czym mówię), chcieliśmy mieć swoje ulubione płytki, każdą inną. A co na to pan J., gdy nie zdążyliśmy mu wskazać konkretnych kafelków? Wrzucił po całości te, które wszystkim podobają się najmniej (my mówiliśmy na nie "maziaje"), bo przecież za drzwiami prysznicowymi będzie je słabo widać. Odpuściliśmy to, pod prysznicem mamy maziaje.
2. Mówił, że zrobi spadek, żeby woda z tych płytek spływała do brodzika. Pewnie robił, jak umiał, ale nie wyszło. Woda tam stoi. I wydaje nam się, że prysznic gdzieś przecieka. Więc liczymy się z tym, że będziemy musieli dokonać demolki całej łazienki. A nie wydaje mi się, żeby brodzik i drzwi prysznicowe nadawały się do wielokrotnego montowania...
3. Ułożenie płytek na reszcie podłogi mieliśmy dokładnie rozplanowane. Pan J. dostał rzut z dokładnym ułożeniem każdej płytki. Nie poradził sobie z tym i wiele płytek było nie tu gdzie trzeba. Część skuwał i kładł od nowa, część odpuściliśmy.
4. A jak zaznaczał, które kafle mają zmienić miejsce? Rysował wielkie strzałki ołówkiem. Czy muszę dodawać, że w niektórych miejscach dotąd nie udało mi się zmyć ołówka?
5. Po przeprowadzce okazało się też, że fugi mu się trochę porozjeżdżały. W ogóle fugowanie pozostawia wiele do życzenia. Jest nierówno, z ubytkami. Więcej! Chodząc na boso łatwo można wyczuć, że nie wszystkie płytki trzymają poziom.
Wniosek:
Trzeba było się z nim pożegnać dużo dużo wcześniej, ale nie należymy do osób, którym takie rzeczy przychodzą łatwo. Bo chłopina był poczciwy, widać było, że przejmował się, gdy zrobił coś niezgodnie z naszym życzeniem, no i był od nas przynajmniej dwa razy starszy.
(Do kuchni wzięliśmy inną ekipę, z polecenia dwóch osób. Komunikacyjnie byli dużo lepsi i bez najmniejszych problemów ułożyli płytki w pożądany wzór. Zrobili jeszcze parę drobniejszych rzeczy. Ogólnie byliśmy z nich dość zadowoleni, ale nasi znajomi, których ekipa nr 2 robiła całe mieszkanie, mieli co do nich wiele uwag. My pewnie mieliśmy już obniżone przez pana J. wymagania)
4. Niecierpliwość
zamiast oczekiwania na faktycznie pasujący mebel
Takim zakupem jest dla mnie stół, który jest za duży i nie pasuje do niczego. Jak by go nie postawić, zawsze jest ciasno. Od kilku dni przesuwam go na cały dzień do ściany, tak żeby móc rozłożyć koc dla Pierwszego albo poćwiczyć z Chodakowską.
Drugi raz kupiliśmy coś "na już" w związku z syndromem wicia gniazda, inaczej depresją przedporodową wywołaną nieprzygotowaniem mieszkania na przyjęcie dziecka. Wyobraźcie sobie jak gdzieś w 38-39. tygodniu ciąży płaczę, bo to takie głupie nie móc znieść kartonów, które królowały w małym pokoju. Mimo tej bezradności udało mi się wyczaić zniżkę Ikea Family na regały Kallax w wersji biało-pomarańczowej. Więc dwa dni po ataku płaczu dochodzi do najazdu na Ikea Targówek i zakupu dwóch Kallaxów za 69,90 sztuka (zamiast 99,90) oraz materaca do łóżeczka. Bo mimo, że dzieć miał spać w koszu Mojżesza brak materaca w łóżeczku był kolejnym powodem do płaczu i złości.
Pomarańczowe boki Kallaxa są widoczne z przedpokoju, ale całkiem nieźle wyglądają w towarzystwie granatowych ścian |
Jakiś rok temu kupiliśmy używanego Expedita i trzymamy w nim wszystko poza jedzeniem - książki, gazety, płyty, żelazko, wiertarkę, płyn do spryskiwaczy, ubrania, planszówki, dokumenty. Zakup Kallaxów to była w praktyce najlepsza opcja - nawet najpiękniejszy mebel w towarzystwie najpopularniejszego ikeowskiego mebla nie mógłby zabłysnąć.
Aha, żeby było jasne. Pudła nadal stoją na podłodze. Ale jest ich mniej i to mi (na razie!) wystarczy.
5. Brak rozpisanego budżetu
który pozwoliłby nam lepiej zaplanować cały proces
Niestety, w dziedzinie budżetu domowego jesteśmy świeżakami. Gdy zaczęliśmy się urządzać nie założyliśmy sobie ile na co wydamy, nie ustaliliśmy konkretnego harmonogramu prac. Gdybym mogła cofnąć czas, postarałabym się abyśmy przeznaczali co miesiąc konkretną na mieszkanie i zadecydowali co w jakiej kolejności kupimy. Jestem pewna, że mając ustalony cel np. "listopad - zabudowa łazienki" starałabym się nie wydawać pieniędzy na bzdury, ale odkładać ich więcej na kolejne etapy urządzania.
Wiadomo, dom nigdy nie jest skończony i wiele porażek przed nami. Na pewno najtrudniejsza będzie znowu komunikacja z ekipą. Myślę, że ludzie najchętniej robią proste remonty sami nie ze skąpstwa, ale po to żeby zrobić raz, a dobrze. Oczywiście, trzeba wtedy zrezygnować z wolnych weekendów czy wakacyjnego wyjazdu. Ale czasem lepiej poświęcić ten czas na własną pracę (i mieć z niej satysfakcję) niż brać urlop po to, by kontrolować panów fachowców.
Oj rzeczywiście kilka błędów było, ale pociesze Cię bo kazdy jakieś popełnia urządzając swoje wnętrze:) Nie zawsze wszystko musi idealnie pasować, to Tobie ma się podobać, nie wszyscy będą się zachwycać ;) jeśli chodzi o meble to ja zwlekam, bo chyba jeszcze nie wyprodukowano takich jak bym chciała;) lub są bardzo drogie i skoda mi kasy, a mój Miły złości się ze jeszcze mebli nie wybrałam. Urządzanie nie jest łatwe :)
OdpowiedzUsuńLepiej czekać na te wymarzone meble niż kupić jakieś "na chwilę" a potem nie mieć motywacji, by kupić te właściwe :)
UsuńJa bym mogła napisać "5 błędów, które popełniają właściciele mieszkań do wynajęcia" ;)
OdpowiedzUsuńŻycia by na to nie starczyło :)
UsuńSzczególnie załamująca jest historia z majstrem, bo nawet z polecenie nie zawsze wiadomo na kogo się trafi. Ja na szczęście mam w domu złotą rączkę ;) Ale pocieszę Cię - remont zawsze można zrobić nowy :P
OdpowiedzUsuńNowy remont - nowe porażki. Ale w końcu, pod koniec życia, z bagażem doświadczeń, może udałoby się wszystko bez problemów ;)
UsuńWiem że to mało pocieszające, ale z każdym następnym remontem będziesz mądrzejsza o te doświadczenia:) Na pierwszym mieszkaniu człowiek się najwięcej uczy i z każdym następnym rzeczywiście błędów będzie coraz mniej. Ja zawsze najbardziej obawiam się fachowców, bo ich pomysły i lekkie podejście do tematu mnie przerażają. Mam już swoich zaufanych i się ich trzymam! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGratuluję! Posiadanie zaufanej ekipy to taki sukces, że powinnaś sobie wpisywać ten sukces w CV ;)
Usuń