wtorek, 20 września 2016

Nie szanuję książek - "Chcieć mniej" w praktyce

Chcieć mniej - spotkanie z autorką

Na początku września miałam okazję poznać Katarzynę Kędzierską, autorkę bloga Simplicite i książki "Chcieć mniej". Kameralne spotkanie odbyło się w Fifty Fifty Concept. Wydawnictwo Znak zadbało o egzemplarz książki dla każdej uczestniczki, a osobom spoza Warszawy zapewniono zwrot kosztów dojazdu. Wydawnictwo Znak, robisz to dobrze!

Piękne zakładki, co? Niestety, czytając przy karmieniu nie mam dodatkowych rąk do robienia notatek. 

Mądrego po książkach poznacie?

"Chcieć mniej" przeczytałam w ciągu kilku dni. Parę wątków mocniej utkwiło mi w pamięci, m.in. fragment o książkach. Pozbywanie się książek było dla autorki jednym z najtrudniejszych zadań podczas upraszczania  życia. Przyznała, że przez lata oceniała ludzi po zawartości ich biblioteczki. Pokaźny księgozbiór utożsamiała z oczytaniem i inteligencją jego właściciela. Mierzyła swoją wartość liczbą posiadanych książek, dlatego tak trudno było jej się z nimi rozstać.
Zauważam taki schemat myślenia u innych. Podziwianie przez gości półek uginających się pod książkami należy do dobrego tonu. Ten, kto mieści wszystkie książki na jednej półce, wstydzi się tego. Widząc w magazynie wnętrzarskim mieszkanie, w którym na pierwszy rzut oka nie widać książek, należy rzucić komentarz: "A właściciele to co? Nie czytają?". I znaleźć miejsce na półce dla każdej pozycji, choćby był to odziedziczony po ciotce Harlequin albo książka o Windows 95.
Mnie akurat daleko do takiego sposobu myślenia. Po pierwsze, są czytniki i można czytać kilkanaście książek miesięcznie nie mając w domu ani jednego papierowego egzemplarza. Po drugie, ktoś kiedyś wymyślił biblioteki. Po trzecie, jeśli w bibliotece jeszcze książki nie ma albo nigdy nie będzie (np. najnowszego poradnika o tym jak być bogatym i szczęśliwym - czy biblioteki w ogóle zaopatrują się w takie rzeczy?), to pewnie ma ją znajomy i ci pożyczy (kto chce osobny post o pożyczaniu ręka do góry!). Albo nieznajomy z drugiego końca miasta sprzeda ci za pół ceny.

Zabójcy książek

Parę dni temu zaczęłam oglądać na kanale HGTV Handmade filmik o okładaniu książek w płótno. Na thumbnailu (jak to się po polsku nazywa?) widać stylizację półki z użyciem gotowych książek, świecą i kwiatkami w wazonie.
Pomysł wyjątkowo mało innowacyjny (dla niedomyślnych: przyklej tkaninę klejem na gorąco) więc zjechałam od razu do sekcji komentarzy i, tak jak się spodziewałam, trafiłam wprost na scenę kamienowania.
Oto parę wypowiedzi:
In Finland we usually read the books and not use them as decoration
Why would you do this to a book?:..(
You did this too a book.....a book is full of wonder and you used it for decoration.....this is a disgrace

(Pomińmy w tej chwili fakt, że kobieta postanowiła mieć czarno-białą biblioteczkę i specjalnie w tym celu zamierzała kupić książki w białych i czarnych okładkach. Kosztowałoby to sporo, więc postanowiła obłożyć książki w płótno. Kupować książki ze względu na wygląd - idiotyczne, co? A pewnie nieraz lajkujesz na Insta stylizacje z ładnymi książkami, które nic nowego nie wnoszą)

Spójrzcie, jak wielu ludzi uważa, że zniszczenie książki jest zbrodnią. Bo przecież od dziecka słyszeliśmy Szanuj książki, Nie maż po książkach.

Nie szanuję książek. 

Mogę o nie co najwyżej dbać.
Szanować autora. Doceniać utwór. Ale książka to tylko nośnik. Kilkaset zszytych kartek. 
O ile piękne wydanie rzeczywiście może dodać parę punktów do twojego poczucia wyjątkowości, to lektury z opracowaniem Wydawnictwa Greg raczej tego nie zrobią - jeśli nie zamierzasz wracać do Ludzi bezdomnych, oddaj lekturę znajomemu licealiście. 
Ze swoją książką mogę zrobić wszystko. Wyciąć środek i zrobić z niej skrytkę na pieniądze. Przykleić do ściany. Przybić do sufitu. Zrobić stolik nocny ze stosu encyklopedii. Wyrwanymi kartkami wytapetować przedpokój. 
Nie masz pomysłu na powtórne wykorzystanie książki, która jest takim gniotem, że nikt nie chce jej nawet za darmo?
Świat się nie skończy jeśli ją wyrzucisz! 
Tzn. oddasz na makulaturę. Ewentualnie spalisz w piecu. 
Szczególnie jeśli to książka informatyczna sprzed dekady. I pod warunkiem, że należy należy do ciebie, a nie do twojego dziecka albo współlokatorki!

8 komentarzy:

  1. Niby całym sercem podpisuję się pod tym co napisałaś, ale tak strasznie ciężko zrobić ten pierwszy krok... mam nadal lektury z Grega:) Na razie leżą w kartonach bo jeszcze nie dorobiliśmy się regałów, więc odkładam decyzję na później. A na razie mam jeszcze sporo innych rzeczy, których zdecydowanie powinnam się pozbyć. Jest to na mojej liście rzeczy do zrobienia w czasie jesiennej nudy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już zaczniesz, to będzie łatwiej z każdym kartonem :)

      Usuń
  2. Co do tego napompowania ludzkości względem książek to się zgadzam- nie rozumiem i nie wiem czy warto. Pamiętam jak pokupowałam jakieś encyklopedie nie encykopedie z biologii, chemii i te de, i moi rodzice już prawię mszę zamawiali, kiedy zobaczyli jak dosadnie ich używam. A ja po prostu różnymi zakreślaczami mazałam po stronach, by się móc lepiej nauczyć i zapamiętać. Zresztą z najważniejszymi dla mnie książkami mam tak samo. Niektóre cytaty pozaznaczane permanentną kreską. A co do lektur, to właśnie jestem na etapie wyprzedaży podwórkowej czyt. OLX ;) Stwierdziłam, że ok, może i jest sentyment, może i całkiem znośne było katowanie ich nocami, ale o wiele fajniej przysposobić trochę grosza i kupić za to coś bardziej wyrafinowanego. Tak. Takiego mam plana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki są do używania więc jeżeli mazanie po nich Ci pomagało, super! Powodzenia w sprzedaży :)

      Usuń
  3. Od dziecka mam nawyk żeby szanować książki. Nigdy żadnej nie wyrzuciłam i dalej nie potrafię tego zrobić, nawet jeśli chodzi o podręczniki. Jak widzę jak ktoś nie szanuje książek, pisze po nich długopisem to aż mnie serce boli. Tak już mam. Ciężko zmienić tok myślenia, dla mnie wciąż łatwiej jest wyrzucić chleb (a wiem, że są ludzie, którzy mają z tym problem) niż książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie serce bolało, gdy widziałam jak koledzy mażą po podręcznikach. I nadal jestem przeciwna wyrzucaniu podręczników, które można oddać/odsprzedać młodszym rocznikom. Dlatego też szlag mnie trafia jak widzę, że co 5 lat totalnie przebudowuje się system edukacji, zmienia podstawy programowe i trzeba marnować kolejne tony papieru i tuszu na nowe podręczniki.

      Usuń
  4. Coś w tym jest, że faktycznie mieszkanie, gdzie nie widać książek wygląda co najmniej dziwnie. Moje właśnie takie jest. NIecały rok temu przeprowadziliśmy się z mężem i synem do nowego M i mamy bardzo mało książek. Ja prawie całą swoją biblioteczkę zostawiłam u rodziców, a mąż w starym domu, w którym mieszkaliśmy. Obecnie książek prawie nam nie przybywa, bo najczęściej wymieniam się nimi z mamą i znajomymi lub czytamy e-booki. Najwięcej książek papierowych ma chyba nasz syn, a jego półka na książki powoli nie wytrzymuje ich ciężaru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, książki dziecięce to trochę inny temat - sprzedawanie ich po przeczytaniu tutaj nie zadziała :) Do swoich wracałam kilkadziesiąt razy a teraz część z nich przywiozłam od rodziców, by czytać Pierwszemu :)

      Usuń

SPAM będzie bezlitośnie kasowany. Odpuść linkowanie do swojego fanastycznego sklepu.